niedziela, 11 marca 2012

Wrocław-Singapur, czyli jak to się zaczęło.


Kilka razy pytaliście mnie jak to się stało, że znalazłam się praktycznie na drugiej połowie kuli ziemskiej. Część z Was już pewnie zna tę historię.



Otóż zaczęło się od pewnej znajomości, do której z początku podeszłam sceptycznie, mając za sobą nieudany związek. Z biegiem czasu znajomość ta przekształciła się w coś więcej. Dogadywaliśmy się bardzo dobrze i uwielbialiśmy spędzać ze sobą czas. Chociaż moja druga połowa czasem wspominała o czekającej go podróży służbowej, było to dla mnie tak obce i odległe jak sam jej cel. Wiedziałam, że nie może mnie zostawić tutaj samej i wyjechać na 15 miesięcy do Singapuru.

Pamiętam dobrze ten dzień jak wyszliśmy z teatru, a mój chłopak oznajmił mi, że już podjął decyzję. Byłam bardzo spokojna, bo dobrze wiedziałam, co mi odpowie.
Jakież było moje zdziwienie i rozczarowanie, gdy jego odpowiedź była zupełnie inna od oczekiwanej. Wiedziałam, że już nic nie mogę zrobić, chociaż próbowałam. Z drugiej jednak strony nie mogłam się dziwić, bo taka okazja wyjazdu nie trafia się często.

Gdy wróciłam już sama z lotniska do domu, zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle było by możliwe znalezienie pracy w Singapurze.
Po przeszukaniu internetu i oglądnięciu filmików, gdzie co po niektórzy zamieszczali fałszywe informacje na temat poszukiwania pracy w tym państwie (np. nieprawdą jest, że pracę tu mogą znaleźć tylko ludzie po państwowych uczelniach), stwierdziłam, że nie mam szans. Jednak gdy rozmawiałam z chłopakiem, zmieniłam zdanie i postanowiłam spróbować. Nie miałam nic do stracenia.

Weszłam na pierwszą lepszą stronę internetową oferującą pracę w Singapurze i pierwsze ogłoszenie które znalazłam okazało się strzałem w dziesiątkę. Szukali ludzi do pracy w obsłudze klienta europejskiego z językiem niemieckim.
Z cichą nadzieją, że w Azji nie mają za dużo odpowiednich kandydatów położyłam się spać. Następny dzień przyniósł nieoczekiwane wiadomości. 

Zadzwonili do mnie, przeprowadzili wstępną rozmowę kwalifikacyjną i zaprosili na następną, mającą się odbyć przez Skype. Po rozmowie online, byłam przekonana, że dobrze mi poszło i czekałam na wiadomość. Zadzwonili do mnie z pytaniem, czy nadal jestem zainteresowana i ustaliliśmy rzeczy dotyczące wynagrodzenia i przylotu.

Od momentu znalezienia ogłoszenia po podpisanie umowy minął tydzień. Miesiąc potem byłam już w Singapurze.



Chociaż nie mam lekkiej pracy, nie mogę tu na nic narzekać. Z powodu klimatu czuję się trochę jak na przedłużonych wakacjach, mam co jeść, gdzie mieszkać, a z comiesięcznej wypłaty można sporo zaoszczędzić na przyszłość.

Morał z tego taki: jeśli się czegoś bardzo mocno chce i dąży do tego, to nawet nierealne i z początku niemożliwe rzeczy, mogą stać się rzeczywistością. 

4 komentarze:

  1. Świetna historia, jak marzenie :)
    Skończyłam właśnie licencjat, bardzo chciałabym znaleźć pracę w Singapurze... Czy mogłabyś zdradzić jaką stroną internetową się posłużyłaś i jak (mniej więcej) wyglądało Twoje CV?
    Z góry dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje ;) Prace mozna szukac na wielucstronach internetowych, ja znalazlam swoja na jobstreet.
    Jesli chodzi o moje CV to bylo po angielsku i niczym sie nie wyroznialo specjalnie. No moze tym, ze juz jakies doswiadczenie w tej branzy mialam, wiec bylo mi latwiej.
    Pozdrawiam,
    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. A w jakim wymiarze godzin sie tam pracuje? od 9 do 18 czy raczej tak jak np w Japonii?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem niestety zaznajomiona z Japonia. Ja pracowalam na czas europejski, takze zaczynalam prace roznie, przewaznie miedzy 13.30 a 15.30 a konczylam 23.00-1.00 (czasu singapurskiego). Ogolnie Singapurczycy duzo czasu spedzaja w pracy, taka tam jest kultura i zazwyczaj malo kto wychodzi przed 18sta do domu. Niezalie od tego o ktorej zjawil sie w pracy...

    OdpowiedzUsuń