poniedziałek, 13 lutego 2012

Singapurskie kino



W pewną niedzielę wybrałam się z koleżanką po raz pierwszy do kina w Singapurze. Film miałam już dawno upatrzony, ponieważ zafascynowała mnie książka, która doczekała się ekranizacji. 

Film The girl with the dragon tattoo (Dziewczyna z tatuażem) jest drugą już ekranizacją książki Stiega Larssona “Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”. Wcześniej film zekranizował duński producent Niels Arden Oplev na potrzeby szwedzkiej produkcji. 

Tym razem zadania tego podjął się amerykański reżyser David Fincher, 

Niestety szwedzkiej produkji jeszcze nie oglądałam, ale czytałam książkę i byłam pod wielkim wrażeniem twórczości Larssona. 

Z przyjemnością i ciekawością wybrałam się więc na film. Zastanawiałam się również jak wygląda tutejsze kino. 

Bilety zamówione zostały już wcześniej online, trzeba było je tylko odebrać przed seansem. 

Cena biletu to 10,50 $, czyli w przybliżeniu jakieś 26 zł. Dla porównania, we wrocławskim Heliosie, w niedzielę zapłacimy za bilet 22 zł… Przed wejściem na salę kinową zaszłyśmy do baru, zobaczyć co można kupić. W większości były tam zestawy Cola+popcorn, więc zdecydowałam, że wezmę taki średni zestaw za 7,50 $, mając w pamięci jakie to mini zestawy serwują nam w PL. Jakie było moje zdziwienie, gdy pan z obsługi wręczył mi ogromną Colę i wielki, wysypujący się z pudełka popcorn. A wszystko to za 18,50 zł. 

Porównując cenę biletów i zestawów w obu krajach nasuwa się tylko jeden wniosek- sami wiecie jaki. 

Dla Singapurczyka takie wyjście do kina to grosze, mając na uwadze, iż zarabia się tu kilkakrotnie więcej niż w Polsce. 

Wracając do filmu… Gdy weszłyśmy na salę- niespodzianek ciąg dalszy! 

Otóż jak sobie pójdziemy w Polsce na film, to do czasu projekcji filmu trzeba oczywiście doliczyć pół godziny na reklamy. 

Tutaj puszcza się na początku muzykę, a gdy już wybija godzina „zero”, puszczają trzy zapowiedzi filmów i to wszystko. Potem zaczyna się film. 

O samym filmie nie będę się wypowiadać, bo być może jeszcze nie widzieliście tej ekranizacji. Dodam tylko, iż w porównaniu do książki był inny. Nie można powiedzieć, że gorszy ale właśnie inny. 

David Fincher pozwolił sobie inaczej zinterpretować lub jak kto woli, totalnie zmienić zakończenie. 

Mi osobiście się to nie spodobało, wolałam to zakończenie, które przedstawił Larsson. 

Sam film jest naprawdę godny polecenia, mało jest teraz tak ujmujących i zaskakujących filmów. 

Ale jeszcze bardziej godna polecenia jest sama książka- mroczna, zaskakująca a chwilami brutalna historia dwójki bohaterów, których losy się splatają, by wyjaśnić pewną tajemnicę sprzed lat.

W roli Lisbeth- świetnie dobrana Rooney Mara



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz